Od strony ekonomicznej bohaterowi „Poszerzenia pola walki” nic nie doskwiera. Jako francuski analityk-programista w spółce informatycznej zarabia tyle, że, jak sam podkreśla, „stanowi ładną siłę nabywczą.” Może również spodziewać się awansu w ramach swojego przedsiębiorstwa i w sumie, co podkreśla, może uważać się za „zadowolonego ze swojej pozycji społecznej.” Znacznie gorzej jest u tej postaci z jej życiem seksualnym i duchowym oraz poczuciem upływającego czasu. O swoim seksie mówi bohater Houellebecq’a: „Tak więc wyczuwałem u kobiet, które otwierały przede mną swoje krocze, coś w rodzaju lekkiego wahania, w gruncie rzeczy nie byłem dla nich niczym innym jak złem koniecznym.” Co do upływającego czasu – tu również bohater przeżywa ciężką frustrację. I mówi o niej, obarczając nią wszystkich naokoło: „Jednak zostaje jeszcze trochę czasu wolnego. Co robić? Jak go wykorzystać? Poświęcić go na pomoc bliźnim? Ale w gruncie rzeczy bliźni was nie interesują. Słuchać płyt? To było jakieś rozwiązanie, ale z upływem lat dochodzicie do tego, że muzyka coraz mniej was porusza.” Największym problemem jest jednak poczucie zupełnej pustki. Je także bohater „Poszerzenia…”, jak mu się zdaje, dzieli ze wszystkimi ludźmi świata Zachodu: „Ale nic tak naprawdę nie może przeszkodzić coraz częstszym powrotom tych chwili, kiedy wasza absolutna samotność, uczucie uniwersalnej pustki, przeczucie, że wasze istnienie zbliża się do jakiejś bolesnej i ostatecznej katastrofy, łączą się, by pogrążyć was w stanie prawdziwego cierpienia.” Trzeba przyznać, że choć mało odkrywczo, to sprytnie to sobie Houellebecq wymyślił: uogólniając swoje osobiste niechęci, czy, jak by to Sartre powiedział, mdłości – dać ludziom do zrozumienia, że ich życie jest puste i nic niewarte. Problem z tym jednak taki, jak z każdym uogólnieniem: jego konstrukcja wali się pod przykładem pojedynczych, lecz wcale nieodosobnionych przypadków. Houellebecq’owi nie przeszkadza to jednak w uogólniającym myśleniu, a na pewno nie przeszkadza mu w pisaniu. Co więcej, dla swojej osobistej sytuacji znajduje on odpowiednią formę literacką, którą tak uzasadnia: „To postępujące zanikanie relacji międzyludzkich nie pozostaje bez wpływu na problematykę powieści. Jak w obecnej sytuacji posługiwać się narracją gwałtownych namiętności, które trwają latami i czasami odciskają piętno na kolejnych pokoleniach? Jesteśmy daleko od Wichrowych Wzgórz, delikatnie mówiąc. Forma powieściowa nie jest jeszcze gotowa, by opisać obojętność i nicość; trzeba wymyślić bardziej bezbarwny sposób wyrazu, bardziej zwięzły i bardziej monotonny.” Houellebecq’owi udało się w „Poszerzeniu pola walki” znaleźć ten „bardziej monotonny” sposób wyrazu dla własnych frustracji. I choć nie jest ten pisarz umysłowością na miarę Sartre’a czy Camusa, ani nie jest potępionym na miarę Celiné’a, i na pewno daleko mu do finezji Quignarda – być może warto go czytać, bo w pewnym sensie jest na miarę czasów, o których pisze.
Michel Houellebecq, „Poszerzenie pola walki”. Przeł. Ewa Wieleżyńska. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.