„Spis ludności” Witolda Wirpszy to jak na razie ostatni zbiór wierszy z tych udostępnionych już czytelnikom, przygotowanych do druku na emigracji jeszcze przez samego poetę. To wiersze i poematy z drugiej połowy lat siedemdziesiątych i początku lat osiemdziesiątych, swoiste podsumowanie, być może nawet – można to tylko podejrzewać, ale jest to podejrzenie jak najbardziej zasadne – tak zwana summa mądrości starego poety. W znacznej części gorzka to mądrość, zbiór zaczyna się wierszem „Nie ma raju” i można przeczytać w nim m.in.:
Powiadają ogród; ale także: ogród
Niewinności; i dalej: ogród
Rozkoszy (zobacz: Bosch). W przekazach
Nie tyle jest geograficznie, co czasowo
Umiejscowiony: jest przeszłością
Zaginioną, zagubioną przez winę i tym samym
Także i miejscem pierwszego przewinienia.
Do ogrodu rajskiego powrót bywa
Tylko we śnie, w urojeniu,
W urojonych rojowiskach. Wyklucza się
Przy tym teraźniejszość i przyszłość.
Ponura ta konstatacja wzmocniona zostaje jeszcze uwagą ze strofy następnej:
Człowiek wierzący nie może w powrót
Do tego ogrodu wierzyć. Wierzy
Bowiem w niebo i piekło. (…)
Konkluzja ostateczna pozostawia jednak nierozstrzygalne wątpliwości co do sensu istnienia bądź nieistnienia raju, nieba, miłości, a nawet, jak pisze Wirpsza, szczęśliwości:
Nie ma więc raju, nie ma złotego wieku, który
(Zobacz: Owidiusz) zasiany został pierwszy.
Z ogrodu rajskiego było
Wyjście: wygnanie. Niebo,
Miłość, szczęśliwość są bezwyjściowe. Są
Stale trwająca katastrofą, gdzie
Niemożliwe jest przewinienie i gdzie
Katastrofa tkwi nieustannie
W nierzeczywistości.
Ten pierwszy w „Spisie ludności” wiersz dałoby się ująć w schemat, wedle którego tworzy swoje quasi-traktatowe konstrukcje liryczne Witold Wirpsza. Mamy tu konstatację faktu, którą można też nazwać hipotezą roboczą: „Nie ma raju” – a dalej mamy do czynienia z maksymalnie, na ile pozwalają w tym przypadku reguły liryki, logicznym wywodem, który jednak wcale nie ma na celu dojść do klasycznego QED, lecz ma pokazać, jak język i nasze w języku myślenie co i raz wikła się w sprzeczność, gubi w dopowiedzeniach i niedopowiedzeniach, popada w nieoczywistość. W „Spisie ludności”, którego lejtmotywem jest znany wątek spisu ludności Imperium Rzymskiego, nakazanego przez Oktawiana, podobnie zresztą jak we wcześniejszym zbiorze „Cząstkowa próba o człowieku” Wirpsza swoja metodę twórczą wykorzystuje przy każdym podejmowanym temacie, jak gdyby sam przy tym nie tylko sprawdzał, ale i bawił się możliwościami, jakie metoda ta daje. Ten rys zabawy najlepiej widać chyba w poemacie „Antybroda”, gdzie Wirpsza próbuje dać swój autoportret, poczynając od stwierdzenia faktu, iż nosi brodę i jest Witoldem. Można w tym zabawnym, zahaczającym i o logikę i o innego Witolda z jego pojęciem „formy”, wcale nie łatwym tekście przeczytać m.in.:
3.
I ta lekkość, niewinność; łatwość
Koziołkowania, wywracania do góry
nogami form, ujęć, pojęć, rozumowań
Nie po to, aby stały się doskonalsze.
Od brody zacząć? – Od brody; mojej
Własnej, pisoryma poczesnego raczej. Otóż
Broda ta ma kształt, psotać: obojętnie jaką.
Wyrasta ze skóry na mojej twarzy, z mojej
Formy, z jedynego jaki może być Witolda.
4.
Witold jest Witoldem i ideą
Witolda zarówno. Broda Witolda jest
Brodą Witolda oraz ideą brody Witolda
Zarówno. Idea brody Witolda jest rzutnikiem,
Osadzającym niezliczone wizerunki
Brody Witolda w obszarze pozaprzestrzennym.
Wizerunki brody Witolda maja moc
Kształtowania uzupełniającego. Z bród
Witoldów wynikają twarze Witoldów, z nich
Szyje, tułowia, odnóża. Z niezliczoności
Bród Witolda wynikają niezliczoności
Witoldów w obszarze pozaprzestrzennym.
Widać w tym fragmencie, jak Wirpsza nie tylko konstruuje poetycki wywód, ale też bawi się jego dekonstruowaniem; takim sposobem pisania posługuje się ten poeta często, co z jednej strony utrudnia lekturę, z drugiej – niesamowicie ja wzbogaca. Jest w „Spisie ludności”, którego dogłębna analiza musiałaby zająć znacznie więcej miejsca niż zajmuje go ta szczupła książka, także kilka liryków mniej rozbudowanych, nie tak polifonicznych i symfonicznych. Jest wielkiej urody lirycznej „Próba wiedeńska” z fragmentem:
Skąd się tyle mew namnożyło w samym
Środku kontynentu (…).
Jest wielki, naładowany patosem i wzniosłością, z ducha jak gdyby Rilkego i Norwida, „Monolog Wolfganga Amadeusza Mozarta (1756-1791)”, zaczynający się od zdań:
Śmierć jest wielka i wymienna. Wymienna tak,
Jak się wymienia pieniądze u bankiera.
Jest wreszcie dumna „Konfesja”, wiersz dedykowany Ryszardowi Przybylskiemu, zaczynający się od słów:
Odejść od Mickiewicza. Przestać wędrować
Brzegami wielkich rzek (Wisły, Niemna), bełtliwe
Są; były zawsze bełtliwe (…)
Więc: jak czytać Wirpszę? Możliwie często. Możliwie w skupieniu. Pamiętając o mnogości kulturowych i literackich odniesień. Dostrzegając to, co odkrywcze i nowatorskie. Z powagą przyjmując wzniosłość i patos tych wierszy i nie zapominając przy tym, że ich autor potrafił się także uśmiechać. Choć rzadko miał powód do śmiechu.
Witold Wirpsza, „Spis ludności”, Instytut Mikołowski, Mikołów 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.