Ukrzyżowani przez nasze sprzeczności, naszą niemożliwość istnienia, stajemy się nagle zranieniem książki, jej nadzieją i rozpaczą.
Edmond Jabes, Z pustyni do Księgi. Rozmowy z Marcelem Cohenem
1.
O czym jest siedmiotomowa „Księga pytań” Edmonda Jabesa, jak ją czytać, w jakich kontekstach rozumieć, żeby nie stracić jej podstawowego, jeśli w ogóle jest taki, sensu? Bez glosy takiej, jak „Z pustyni do Księgi. Rozmowy z Marcelem Cohenem” trudniej byłoby odpowiedzieć na te pytania. Co nie znaczy, że książka ta wszystko wyjaśnia, w przypadku dzieła takiego jak cykl Jabesa to mało prawdopodobne. O tej niemożliwości informuje już motto do „Rozmów”, którym są słowa Jabesa z jednej z części jego siedmioksięgu: „…dlatego marzyłem o dziele, które nie mieściłoby się w żadnym gatunku, nie należałoby do żadnego rodzaju, ale które zawierałoby w sobie je wszystkie; o dziele, które nie poddawałoby się żadnemu określeniu, ale które definiowałoby się właśnie poprzez brak jakiejkolwiek definicji; dziele, które nie odpowiadałoby żadnej nazwie, ale przyznawałoby się do wszystkich; dziele nie będącym po żadnej stronie, na żadnym brzegu; dziele ziemi na niebie i nieba na ziemi; dziele, które byłoby punktem, gdzie zbiegają się wszystkie, rozproszone w przestrzeni, słowa, których samotności i niepokoju nikt nie podejrzewa; o miejscu poza-miejscem, miejscu obsesji Boga, nie zaspokojonym pragnieniu intensywnego pragnienia; wreszcie, o Księdze, która objawiałaby się tylko we fragmentach, z których każdy byłby początkiem Księgi.” (Jabes, „Aely”) Po tych słowach dokładniej widać, z czym mamy tu do czynienia. Nie powieść to jest i nie poemat, nie dramat nawet ani nie esej – Jabes ma na myśli coś znacznie większego, on zmierza do Księgi i nie zadowoli się niczym mniejszym. Lecz przecież – powie ktoś – są w jego cyklu fragmenty jak gdyby powieściowe, są jak z powieści wyjęte postacie. Jabes nie będzie zaprzeczać. Doda tylko, co powiedział już Cohenowi: „(…) te postacie stapiają się z książką; są w pewien sposób jej ucieleśnionymi momentami: Sara, Jukiel to tylko obraz zranionej miłości; Jael, tylko przeklęte, zaszczute słowo; Elya tylko milczenie, w które się wpisuje, a Aeli jego trwające uporczywie spojrzenie.” Jakąś przedziwną przestrzeń stwarza dzieło Edmonda Jabesa, jakieś tak inne od wszystkiego, do czego przyzwyczaiła nas literatura, jest to, do czego ten pisarz-filozof- teozof dąży. Jabes mówi tu o „przestrzeni dystansu”: „Sądzę, że w chwili, kiedy piszemy, nie należymy ani do przeszłości, ani do przyszłości. Często posługiwałem się przykładem zakochanego, który – już po rozstaniu – wysyła list do kobiety swego życia. Mówi, że jest zrozpaczony – i jest rzeczywiście – z wyjątkiem, dokładnie, chwili, kiedy pisze. Być może doznaje nawet pewnej estetycznej przyjemności, wygładzając zdania swojego listu. Co to oznacza? Po prostu, że istnieje oczywiste przesunięcie między chwilą, w której odczuwamy cierpienie, a tą, w której zdolni jesteśmy je wyrazić. Musi się w jakiś sposób dojść do tego, aby wydostać się z siebie i zobaczyć okiem obcego, jak czyni to na przykład lekarz badający chorego. Dopiero po wydaniu diagnozy „pan cierpi” wcielamy się na powrót we własną skórę i odczuwamy rzeczywiste cierpienie. Pismo zmusza nas do przyjęcia pewnego dystansu w stosunku do nas samych. Nasze książki powstają w obszarze tego dystansu.” Przestrzeń dystansu – czy to naprawdę tylko o to chodzi? Czy głównym tematem Jabesa miałby okazać się dystans, stwarzanie dystansu do tego, co nazywamy Zagładą, co nazywamy miłością, nieobecnością, śmiercią – i słowem?
2.
„Z pustyni”, „…do Księgi”, „Jądro rozdarcia”, „Labirynt pytania”, „Pierwszeństwo lektury”, „Pismo, mowa”, „Poza słowem”, „nieczytelne”, Obcy, 1989” – już samo przytoczenie tytułów kolejnych rozmów z tej książki pokazuje, że jej tematem są kwestie dla pisarstwa fundamentalne, a podejście głównego rozmówcy – radykalne. Po co ten radykalizm, co zrobić z nim w czasach łatwych lektur jednorazowego użytku, w czasach pisarstwa wydrążonego, wydmuszkowego? Dla Jabesa sprawa jest prosta: „Na pisarza ryzyko czyha na wszystkich poziomach i – oczywiście – jego wymiar zależy od stawianych przez niego wymagań. (…) Ryzykiem jest niekończące się otwieranie Księgi na Księgę. To otwarcie jest równocześnie przepaścią, otchłanią, i w tej właśnie otchłani rodzi się pisarz.” Ilu pisarzy pamięta dziś, że narodziło się w otchłani? I że to zobowiązuje do gestów radykalnych, ponieważ inaczej nie sposób się z tej otchłani wydostać. Lekcja Jabesa to również lekcja wychodzenia z otchłani: z otchłani duszącego, zabójczego milczenia, które jest przed pierwszym postawionym na papierze znakiem; z otchłani myśli o wszystkim, co nieobecne i wszystkich naszych nieobecnych, którzy bez tej pomocy, jakiej jedynie piszący może im udzielić, nigdy już nie dostąpią łaski istnienia – w żadnej postaci.
3.
Jeżeli lektura biograficznych „Rozmów” Cohena z Jabesem do czegoś mnie przekonała i w czymś utwierdziła, to w tym jedynie: każde pisanie jest gestem niewiary, radykalnej, ostatecznej, najgłębiej ludzkiej, arcyludzkiej niewiary w sąd inny od tego tu, na ziemi. W tym punkcie logika islamu jest słuszna: jeżeli Księga pisana przez Boga istnieje i jesteśmy w niej zapisani z naszymi uczynkami wszyscy – teraźniejsi, przeszli, przyszli, ci co przeżyli Zagładę i ci, którym nie było to dane – możemy nie pisać swoich „ksiąg”, bo to jest tylko rozrywka. Skoro piszemy, skoro zawierzamy temu, że własną jedynie mocą i talentem możemy dokonać zmartwychwstania nieistniejącego świata, to świadczy o naszych prawdziwych, choć głęboko tajonych przekonaniach. Mówił Jabes: „To problem każdego pisarza: bez cofnięcia się nie panujemy nad rzeczami. Jesteśmy przez nie unicestwieni. Trzeba pismu zostawić czas, a by mogło nimi zawładnąć. Pisarz, podobnie jak historyk, nadaje sens przeszłości, ale w przeciwieństwie do niego, niszczy przeszłość nadając jej formę. Pisarz nie pragnie być świadkiem. Nasłuchuje jedynie słów, które wytyczają jego przyszłość.” A w rozmowie ostatniej dodał do tego i to wyznanie: „Dziś dla mnie słowa nie mają tej samej mocy, albo raczej tej samej realności. Może dlatego, że ledwie je rozpoznaję, albo dlatego, że one mnie nie rozpoznają. Są przezroczyste, a poprzez ich przezroczystość widzę jakiegoś człowieka, który przybywszy znikąd, znika za horyzontem.” To o nas.
Edmond Jabes, „Z pustyni do Księgi. Rozmowy z Marcelem Cohenem”. Przeł. Adam Wodnicki, Wydawnictwo Austeria, Kraków.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.