1.
Nobel bezdyskusyjny. Decyzja sztokholmskiego jury nad podziw fortunna. Herta Müller, pisarka wspaniała i w Polsce od lat przez wielu czytelników doceniana, zasłużyła na tę nagrodę jak mało kto. Sam, tak się złożyło, pisałem o jej książkach kilkakrotnie. Zarówno o jej genialnej eseistyce, jak o jej lirycznej, po brzegi wypełnionej grozą prozie fabularnej. Zauważyłem przy tym – i pewnie nie ja jeden – że Müller opowiada wciąż tę samą historię, za każdym jednak razem – z innej strony ujmując temat, patrząc pod innym kątem. Książki tegorocznej Noblistki to – pozwolę sobie zacytować swoje słowa sprzed kilku lat, które nic chyba nie straciły na aktualności – nieustający, rozpisany na wiele głosów i sytuacji poemat o traumie jednostki żyjącej w straumatyzowanym i sprostytuowanym społeczeństwie. A może nawet trzeba powiedzieć, że jest to poemat o przeklętej jednostce i przeklętym przez historię narodzie. W lekturze dzieł Müller daje się doświadczyć znużenie i paląca wręcz irytacja kogoś, kto całym sobą nie zgadza się na warunki, w jakich przyszło mu żyć, kochać, umierać. Herta Müller to bez wątpienia autorka szczególna, wybitna, ponadczasowa. Ten Nobel jest tylko tego potwierdzeniem. Niczego on Müller w zasadzie (poza pieniędzmi i zamętem zwanym „rozgłosem”) nie dodaje. Raczej ta pisarka – daje coś bardzo ważnego tej nagrodzie.
2.
„Król kłania się i zabija”, zbiór dziewięciu mistrzowskich esejów Herty Müller, to w pewnym sensie prywatna historia życia i języka spisana przez kogoś, kto na słowa i sposoby ich używania był od zawsze uwrażliwiony w stopniu większym niż inni ludzie. Jest „Król…” zbiorem szkiców autobiograficznych, ale jest to autobiografizm szczególny, ponieważ Müller czuje i rozumie, że ze słowami można zrobić wszystko i że tzw. biografia zazwyczaj mało ma wspólnego z tym, co się naprawdę przeżyło. Być może dlatego pierwszy tekst w zbiorze nosi tytuł „Każdy język ma inne oczy”, a jeden z kolejnych: „Kiedy milczymy, stajemy się nieprzyjemni, kiedy mówimy – śmieszni”. Ta książka jest też historią pewnego rozczarowania: najbliższymi ludźmi, przyjaciółmi, światem. W trakcie lektury trudno jest oprzeć się wrażeniu, że Müller pisze licząc już tylko na to, że gdzieś, ale na pewno nie blisko niej, jest czytelnik, który ten świat, jaki ona opowiedziała w „Sercątku” czy „Dziś wolałabym siebie nie spotkać”, świat totalnej inwigilacji, strachu i bezwzględnego niszczenia każdego, kto nie podda się panującym w nim regułom życia, zrozumie. Powody, dla których tak mało w niej wiary w możliwość porozumienia i wymienienia doświadczeń z innymi ludźmi Herta Müller tłumaczy m.in. tak: „To nieprawda, że na wszystko istnieją słowa. Nieprawda jest również, że zawsze myśli się w słowach. Do dziś o wielu rzeczach myślę poza słowami, nie znalazłam odpowiednich ani w języku niemieckim wsi, ani w niemieckim miasta, ani w rumuńskim, ani we wschodnim czy zachodnim niemieckim. I w żadnej książce. Obszary wewnętrzne nie pokrywają się z mową, wloką człowieka tam, gdzie nie mogą przebywać słowa. (…) Wiarę, że mówienie zaradzi zamętowi, znam jedynie z Zachodu. Mówienie nie uporządkuje ani życia na polu kukurydzy ani na asfalcie. Również wiarę, że nie można wytrzymać czegoś, co nie ma sensu, znam jedynie z Zachodu.” Ale język i brak języka to tylko jedna przeszkoda w przekazaniu możliwie niezafałszowanej historii własnej. Druga to ta, że – jak gorzko zauważa Müller – Europa nie rozumie, jaka pozorna przemiana nastąpiła w umysłach tajnych służb, konfidentów i innych przedstawicieli państw totalitarnych, których ona nazywa „napędzaczami strachu”. Müller odnotowuje: „Fakt, że dzisiaj napędzacze strachu i ja jesteśmy sobie równi, większość z nich postrzega jako porażkę. a wpuszczenie do Europy jako materialna kompensację tej porażki. Ja jestem w podobnej rozterce: z jednej strony czuję się nieswojo, że naraz wymagają dla siebie tego, co przez dziesięciolecia kryminalizowali i czego drastycznie zabraniali za pomocą całego rejestru gróźb, rewizji mieszkań, przesłuchań, zakładów psychiatrycznych, strzałów podczas ucieczki, więzień, tortur, morderstw. Z pewnością ogarnia mnie wściekłość, ponieważ odebrali mi moich przyjaciół, jednych przez szantaż, innych wpędzili do grobu, ze mnie uczynili zwierzynę łowną, a potem wygnali z kraju. Dziś jeszcze zadaję sobie pytanie, dlaczego to, co zrobili, nie napełniło ich strachem, skoro wiedzieli, ze rujnują życie tysięcy ludzi, którzy w tym kraju są równie u siebie jak oni.” Herta Müller opowiedziała w swoich esejach o sobie, swojej rodzinie, języku, państwie totalitarnym i strachu. Opowiedziała wszystko, co była w stanie zawrzeć w swoim poetyckim, precyzyjnym, ostrym jak lancet języku.
3.
„Lis już wtedy był myśliwym”. Proza Herty Müller wymaga skupienia przy lekturze, tu każde zdanie wibruje napięciem, podsyca to napięcie i dodatkowo stwarza niejako aurę koszmaru, którego jednak raczej nie można nazwać koszmarem sennym, ponieważ zanadto jest tu wszystko realne. Ta proza właściwie od początku kariery Müller opowiada wciąż tę samą historię. Jest to nieustający, rozpisany na wiele głosów i sytuacji poemat o traumie jednostki żyjącej w straumatyzowanym społeczeństwie, a może nawet trzeba powiedzieć raczej, że jest to poemat o przeklętej jednostce i przeklętym przez historię narodzie. W lekturze tej prozy daje się doświadczyć znużenie i paląca wręcz irytacja kogoś, kto całym sobą nie zgadza się na warunki, w jakich przyszło mu żyć, kochać, umierać. Jest Herta Müller bez wątpienia autorką szczególną, wybitną, ponadczasową. A „Lis już wtedy był myśliwym” to proza tak samo niezwykła, jak opublikowane wcześniej „Sercątko” czy „Dziś wolałabym siebie nie spotkać”. Trudno powiedzieć, czemu tak wielki sukces zawdzięcza pisarstwo Müller. Można chwalić tę autorkę za umiejętne konstruowanie nastroju grozy i niezwykłości w opisach spraw pozornie niegroźnych i zwykłych. Można również zachwycać się subtelnościami poetyckiego języka tej prozy, języka, który jest w najwyższym stopniu zmysłowy i obrazowy. Ale niezaprzeczalnym walorem tego pisarstwa jest także prawdziwość i swoista dokumentalność, która pozwala nawet najbardziej niezorientowanemu w historii Europy Środkowej czytelnikowi pojąć ogrom tragedii, jaka spotkała małe narody, które, tak jak ojczysta Rumunia Herty Müller, dostały się w orbitę idei socjalistycznych i komunistycznych. Powieść „Lis już wtedy był myśliwym” to depresyjna, w szczegółach bardzo nieraz okrutna historia ludzi zniewolonych i zdeprawowanych przez system władzy, posługującej się perfekcyjnie strachem i terrorem. Wszelkie próby ucieczki, podejmowanych choćby nawet jedynie w wyobraźni, z góry skazane są na klęskę, którą autorka opowiada językiem chłodnym, zdyscyplinowanym, a jednak naładowanym emocjami i wzbudzającym emocje. W jednym ze swoich esejów z tomu „Król kłania się i zabija” Müller stwierdziła, że interesuje ją pisanie tylko takimi zdaniami, po których lekturze w głowie czytającego pozostaje lekki zamęt, świadectwo nie chaosu, lecz objawienia. Bez wątpienia większość zdań w „Lis już wtedy był myśliwym” odpowiada temu ekstremalnemu kryterium jakości, za co brawa należą się tyleż ich autorce, co i tłumaczce, Alicji Rosenau, przekładającej prozę Müller z mistrzostwem i wyczuciem dla całego bogactwa zawartych w niej tonów i nastrojów.
4.
„Człowiek jest tylko bażantem na tym świecie” to sugestywnie opowiedziana, niezwykle mroczna historia niedużej wsi i kilkunastu zamieszkujących ją dość pospolitych postaci. Nie byłoby w tej książce nic niezwykłego, gdyby nie typowa dla prozy Müller atmosfera totalitarnej grozy oddana jak zawsze szalenie zmetaforyzowanym, do szpiku poetyckim językiem. Bohaterowie tej powieści, kilka żyjących w izolacji od świata rodzin, są w niej jak gdyby stale obserwowani przez narratorskie, wszystkowidzące oko. Są prześwietlani spojrzeniem tego oka aż po najtajniejsze swoje myśli i gesty i obnażani w całej swojej małości i tragikomizmie. Ta powieść to jak gdyby zdjęcie zrobione duszom osób, które być może same zupełnie już zapomniały o istnieniu czegoś takiego jak dusza. Herta Müller również w tej książce sięgnęła głęboko w rzeczywistość świata owładniętego paraliżującym strachem i wszechobecną ludzką nikczemnością. Nie ma tu żadnych postaci pozytywnych, a motywacje bohaterów ukazują ich jako ludzi nie tylko całkowicie przerażonych, lecz także gotowych do popełnienia najpodlejszych czynów, byle tylko udało się im wydostać ze świata, w jakim przyszło im tak nieszczęśliwie żyć. Szczególny i jako się rzekło poetycki sposób opowiadania zderzony został w „Człowiek jest tylko bażantem na tym świecie” z fragmentami pisanymi jak gdyby prozą z elementarza. Autorka posłużyła się tymi dwoma sposobami prowadzenia narracji, by uwypuklić te elementy opowiadanej historii, które chciała ukazać w całej ich niezwykłości. Dzięki technice tej udało się Müller sprawić, że niektóre partie jej książki bardzo mocno i na długo zapadają w pamięć. Tak jest np. z niezwykłym fragmentem o jabłoni pożerającej własne jabłka, która to surrealna historia dobrze pokazuje najlepsze walory tej prozy. „Przed wojną za kościołem rosła jabłoń. Była to jabłoń, która pożerała swoje jabłka. Ojciec nocnego stróża też był nocnym stróżem. Pewnej letniej nocy stał za żywopłotem z bukszpanu. Widział, jak jabłoń, na górze pnia, tam, gdzie rozwidlały się gałęzie, otworzyła pysk. Jabłoń pożerała jabłka.” Wiele tu takich dziwnych, niepojętych obrazów i można chyba powiedzieć, że w tej książce Herty Müller jeszcze wyraźniej niż we wszystkich poprzednich widać, jak ludzie nabierają cech zwierzęcych, odczłowieczają się i marnieją, a cały otaczający człowieka świat przyrody czy to wiejskiej czy miejskiej nabiera cech ludzkich i to tych najgorszych. Istoty zaludniające prozę Herty Müller i tym razem stanowią przedziwną mieszankę tego, co ludzkie w przyrodzie z tym, co nieludzkie w samym człowieku – i to jest może w książkach tej autorki najbardziej niesamowite. Jak Hercie Müller udaje się pisać tak niezwykła prozę, nie wiadomo. Na szczęście tego wiedzieć nie trzeba, można cieszyć się samą lekturą.
5.
„Niziny”. Świat widziany oczami bohaterów prozy Herty Müller przeraża i poraża. Ciche, prywatne tragedie, małe, rodzinne dramaty, upiorna, traumatyzująca bohaterów i jak bardzo przy tym zwyczajna rzeczywistość wsi leżącej gdzieś w Europie Wschodniej – oto tematy opowiadań zebranych w debiutanckim zbiorze Herty Müller „Niziny”. Ta nieduża książka najpierw ściągnęła na Hertę Müller gromy ze strony rumuńskich Niemców, oburzonych tym, z jakim brutalnym realizmem opisała Müller realia banackiej wsi, na której się wychowała, później jednak, dzięki nagrodom i rozgłosowi, jakie uzyskała wraz z następnymi książkami Müller, pomogła tej znanej już obecnie na całym świecie autorce wydostać się z rąk Służby Bezpieczeństwa i wyjechać na Zachód. W świecie Müller sen miesza się z jawą, upiory są bardziej realne od żywych, koszmar i okrucieństwo przeplatają się ze scenami czułości i delikatności wręcz niesłychanej. Swoja prostotą i jednocześnie precyzją języka Herty Müller potrafi budzić w czytelniku skrajne emocje. Np. gdy naśladując sposób myślenia i mówienia dziecka pisze tak, jak w tytułowym, najdłuższym w tym zbiorze opowiadaniu: „Bawimy się w kobietę i mężczyznę. Wkładam dwa zielone kłębki pod bluzkę, a Wendel przykleja sobie wąsy z zielonej włóczki. Bawimy się. Ja go wyzywam, bo znowu jest pijany, bo w domu nie ma pieniędzy, bo krowa nie ma co żreć, nazywam Wendla leniem, wieprzem, wagabundą i pijakiem, i nierobem, i próżniakiem, i skurwysynem, i podłym psem. Na tym polega zabawa. Sprawia mi przyjemność i można się w nią dobrze bawić. Wendel siedzi i milczy.” „Niziny”, warto to może podkreślić, mimo iż są debiutem, są prozą absolutnie dojrzałą, pod każdym względem doskonałą. Najbliższym jej może wzorcem, którego autorka „Dziś wolałabym siebie nie spotkać” pewnie nie zna, byłaby może proza Leo Lipskiego. Ta sama umiejętność skrótu, tendencja do szokowania, pragnienie oddania rzeczywistości w całym jej pięknie, dziwności i okrucieństwie.
6.
„Głód i jedwab. Eseje”. W pewnym miejscu tej poważnej, bardzo jak na eseistykę lirycznej książki Herta Müller cytuje Daniło Charmsa: „I naraz z ziemi wypełza zły duch, pokazuje kolanem na nas i mówi: „Który z was?” Wtedy Chlipackij rzuca się w stronę zamkniętego okna. Wiem: chce wyskoczyć na bruk, ja jednak wołam: „Nie, nie skacz, bo będę płakał”.” I dodaje do nich taki komentarz: „Czasem wydaje mi się, że dyktatura była takim pokojem: niektórzy musieli wyskakiwać – inni musieli płakać. Tylko ci, którzy skrycie lub otwarcie z niej korzystali, dziś jeszcze mówią, że nie było tak źle.” To tak, jak i u nas było – chciałoby się powiedzieć. I rzeczywiście, Herta Müller pisząc o zjednoczonych Niemczech, wspominając rumuński Banat, pisze w istocie wciąż tę samą historię Europy Wschodniej, historię nieoficjalną, lecz całkowicie prywatną, a przez to o wiele więcej mówiącą o jednostce niż traktaty, układy polityczne, czy prace historyków i socjologów. Jest w tym coś jeszcze. „Moje książki – mówi pisarka w eseju „I jeszcze strach ogarnia nasze serce” – prowokują w Niemczech dwa wciąż powracające pytania. Pierwsze: Kiedy napiszę w końcu coś o Niemczech? Drugie: Dlaczego piszę o Niemczech? To drugie sugeruje, że widzę ten kraj w sposób fałszywy, ponieważ nie tak, jak to jest przyjęte.” Pobrzmiewa w tych słowach gorzka ironia, ponieważ wiele można o książkach Herty Müller powiedzieć, ale na pewno nie to, że są „fałszywe”. Natomiast nie może dziwić, że niemieckim znajomy pisarki i niektórym jej czytelnikom nie podoba się, że w tak otwarty sposób pisze ona o odradzających się ciągotach faszystowskich, o rasizmie, nacjonalizmie i codziennych przykładach dyskryminacji cudzoziemców, w tym uciekinierów politycznych i azylantów. „Rumunia – pisze w „I jeszcze strach…” – jest PODTEKSTEM tego, co dzieje się w Niemczech na moich oczach.” Koszmarny to podtekst i inne to Niemcy niż z reklamówek Tyrolu i bawarskiego Oktoberfest.
Herta Müller, „Król kłania się i zabija”. Przełożyła Katarzyna Leszczyńska. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2005.
Herta Müller, „Lis już wtedy był myśliwym”. Przeł. Alicja Rosenau, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2005.
Herta Müller, „Człowiek jest tylko bażantem na tym świecie”. Przełożyła Katarzyna Leszczyńska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2006. Herta Müller, „Niziny”. Przełożyła Katarzyna Leszczyńska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2006.
Herta Müller, „Głód i jedwab. Eseje”. Przełożyła Katarzyna Leszczyńska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2008.
Recenzje zebrane w „Herta Müller mix” ukazywały się pojedynczo w „Studium” w latach 2005-2008. Wypowiedź z akapitu pierwszego: „Tygodnik Powszechny” z dn. 8.10.2009 (wyd. internetowe) – na prośbę redakcji.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.