Jakub Winiarski: Kim jesteś w literaturze? Jak widzisz obecnie swoją postać i swoją, że tak powiem, literacką karierę?
Krzysztof Spadło: To, kim jestem w literaturze mogą ocenić jedynie osoby, które miały kontakt z moją twórczością. Od pewnego czasu z powodzeniem realizuję swoje wszystkie plany twórcze i to jest dla mnie najważniejsze.
J.W.: Czujesz się pisarzem, blogerem, artystą multimedialnym? A może jeszcze inaczej określiłbyś to, co robisz w sztuce, literaturze?
K.S.: Hmm, chyba najbliżej mi do określenia, którego użyłeś – artysta multimedialny. Słowo pisane na chwilę obecną, to główny fundament mojej twórczości ale mam nadzieję, że w przyszłości będę się mógł zrealizować w innej dziedzinie. W filmie.
J.W.: Jacy autorzy są dla ciebie istotni? Jakie doświadczenie lekturowe uważasz za to, które cię uformowało?
K.S.: Myślę, że niebagatelny wpływ na ukształtowanie mojej orientacji literackiej zawdzięczam dziełom powstałym w okresie romantyzmu i osobiście uważam, że na przestrzeni dziejów był to najciekawszy nurt literacki. Nie mam natomiast jakiegoś ulubionego autora, który by mnie zachwycił, czy też powalił swoją twórczością tak bardzo, że postanowiłbym przeczytać jego wszystkie książki.
J.W.: Skąd pomysł na twojego debiutanckiego „Skazańca”?
K.S.: Pomysł na powieść w takim wydaniu dojrzewał we mnie przez wiele lat. Prolog do „Skazańca” napisałem jesienią w 1997 roku. W pierwotnym zamyśle miała to być książka z pogranicza horroru i zjawisk paranormalnych bo ja po prostu kocham takie opowieści. (Śmiech.) Napisałem nawet sporo tekstu ale po czasie okazało się, że nie spełnia on moich oczekiwań. Nie byłem zadowolony z efektów. Plik z prologiem umieściłem w jakimś katalogu i czekał tam sobie spokojnie przez długie lata. Pewnego dnia przyszło mi do głowy, że fajnie byłoby napisać powieść uniwersalną, czyli taką, która może zainteresować szerszą rzeszę czytelników. Napisać coś, co nie będzie kręciło się tylko wokół horroru, kryminału lub sensacji, stworzyć opowieść, która pozwoli mi sięgnąć jednocześnie do wielu gatunków literackich ale w taki sposób, żeby się z sobą nie gryzły. I w tak właśnie narodziła się ogólna idea „Skazańca”. Taka koncepcja opowieści losów bohatera stała się dla mnie nie lada wyzwaniem. Wiem, że rzuciłem się na szerokie wody ale chciałem stworzyć powieść, która złamie utarte schematy, powieść która wyrwie się z ogólnie przyjętych kanonów. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu udało mi się to osiągnąć. Bardzo ważnym elementem był również pomysł, żeby jak najwierniej oddać obraz polskiego więziennictwa dwudziestolecia międzywojennego oraz pożonglować faktami z przeszłości które są wpisane w historię Polski oraz świata.
J.W.: Którego ze swoich bohaterów lubisz najbardziej? O którym najtrudniej było pisać?
K.S.: Postacią, którą najbardziej lubię jest „Suchy”. Co do innych bohaterów, to raczej nie miałem problemów z wykreowaniem ich wizerunków.
J.W.: Swoją powieść osadziłeś w latach dwudziestych zeszłego stulecia. Skąd taki wybór? Masz szczególny sentyment do tamtej Polski z międzywojnia?
K.S.: Tu raczej nie chodzi o jakikolwiek sentyment tylko o burzliwe dzieje jaki zapisały się na kartach naszej historii. Ten, kto czytał I tom powieści, na pewno dostrzegł, że w tle przewijają się różne wydarzenia. Sięgnąłem jednak po fakty, które nie znalazły swojego miejsca w szkolnych podręcznikach historii bowiem w tym samym czasie działo się coś innego, coś bardziej ważnego. Taki zabieg z mojej strony miał na celu zapoznać czytelnika z czymś nowym a tym samym dodać odrobiny smaczku, zaciekawić, zaintrygować. Chodziło mi również o ukazanie polskiej rzeczywistości, która zmieniała się w zależności od tego, kto zasiadał u sterów władzy.
J.W.: Czy dostrzegasz może zapóźnienie polskiej kultury, jej wtórność, drugorzędność wobec innych kultur europejskich, czy światowych i czy – jeśli to dostrzegasz – miałbyś jakiś pomysł, jak można tę sytuację zmienić, na czym oprzeć się w walce o wysoki status kultury własnej?
K.S.: W obecnych czasach trudno mówić o zapóźnieniu skoro takie media jak TV i Internet trzymają nas w swoich szponach. Przepływ informacji jest błyskawiczny. Wydaje mi jednak, że w naszej kulturze albo raczej sztuce, brakuje indywidualizmu. Oczywiście, są wyjątki, ale i tak większość polskich twórców podąża utartym szlakiem, lub trzyma się trendów, które kształtują masową, globalną kulturę.
J.W.: Myślisz, że coś przez to tracą nasi twórcy, ci podążający za obcymi trendami i modami? A może to dobrze, że doszlusowują zawzięcie do tak zwanego wielkiego świata?
K.S.: Uważam, że podążanie przetartym szlakiem zabija oryginalność. Powielanie wzorców jest nudne i hamuje rozwój.
J.W.: Mówi się czasem, że książka składa się z dwóch części: z tego, co autor napisał i z tego, czego nie napisał. Co powiesz o tej drugiej części w przypadku twoich książek? Czego nie napisałeś? Jakiego tematu, który – być może masz taki – dręczy cię i męczy, nie poruszyłeś?
K.S.: W przypadku moich książek to powiedzenie kompletnie się nie sprawdza. Jeśli coś piszę, to z pełną świadomością lokuję tam wszystko, co chcę przekazać. Nie mam żadnych ograniczeń
J.W.: Są tacy, co uważają, że pisarz nie pisze o swoich tematach, tylko jak gdyby obok nich. A zatem, zakładając przez moment, że to twierdzenie jest słuszne, obok jakich tematów, jak myślisz, ty piszesz?
K.S.: To chyba zależy od tego jaką ktoś pisze literaturę. Ten problem mnie nie dotyczy.
J.W.: Jakimi cechami powinien dysponować twój idealny czytelnik? Co powinien wiedzieć zawczasu i na co powinien być przygotowany? Czego oczekujesz od swoich czytelników?
K.S.: Szczerze, to nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Jako autor jestem po drugiej stronie barykady i przyświeca mi cel, żeby czytelnika zaciekawić, wciągnąć, zaskoczyć. Sprawić, aby czytanie sprawiało mu frajdę.
J.W.: Masz na to jakieś swoje sposoby? Możesz zdradzić coś do kuchni, z twojego warsztatu?
K.S.: Dla mnie istotnymi elementami są zaskoczenie i świeżość. Mówiąc o literaturze mam tutaj na myśli postać bohatera, akcję utworu, koncepcję w jaki sposób musi się rozwijać a skończywszy na sprawie technicznej, którą jest język takiej opowieści. Moim skromnym zdaniem najważniejsza jest nieprzewidywalność, bowiem tylko ona jest w stanie przykuć uwagę odbiorcy.
J.W.: Czy według ciebie tak zwany artysta, pisarz, poeta różni się czymś od innych ludzi, którzy artystami nie są? A jeśli tak, to czym?
K.S.: Człowiek z zacięciem artystycznym odczuwa chyba większą potrzebę podzielenia się ze światem swoimi spostrzeżeniami, a jedyna różnica polega na tym, że potrafi je odpowiednio przekazać.
J.W.: A w życiu codziennym widać jakieś różnice między artystami i nie-artystami?
K.S.: Wydaje mi się, że te różnice zawsze były widoczne i przejawiają się na wielu płaszczyznach.
J.W.: Jak skomentowałbyś taki dwuwers poetki, Marty Podgórnik, który tu lekko strawestuję: „pilot mig-a zwycięża gdy samotnie leci / w pisarstwie nie ma miejsca na żonę i dzieci”?
K.S.: Można się z tym zgodzić i można zaprzeczyć. (Śmiech.)
J.W.: Rozwiń to, proszę, bo mnie zaciekawiłeś. (Śmiech.)
K.S.: A cóż tu rozwijać? (Śmiech.) Jeżeli twórca ma rodzinę, dzieci to będzie mówił o tym jak bardzo są dla niego ważni, jak go motywują itd. Nawet gdyby myślał inaczej to nie powie tego publicznie, nie przyzna się, że ten dwuwers według niego przedstawia brutalną prawdę. Jeśli złożyłby taką deklarację to równie dobrze mógłby sobie przystawić pistolet do skroni i pociągnąć za spust. Natomiast twórca, na którym nie spoczywa obowiązek odpowiedzialności za własną rodzinę, śmiało będzie mógł potwierdzić, że w pisarstwie nie ma miejsca na żonę i dzieci.
J.W.: Od czego zależy i czym tak w ogóle jest według ciebie dzisiaj sukces w literaturze?
K.S.: W dobie dzisiejszych czasów sukces literacki bardzo zależy od właściwej polityki marketingowej i promocji. Natomiast wymiernikiem tego sukcesu jest popularność utworu wśród czytelników i ich pozytywne opinie.
J.W.: Zatem żaden awangardzista, który odkrył i zaproponował czytelnikom nowy sposób widzenia rzeczywistości nie może mówić o sukcesie, dopóki mu się to w odpowiedniej ilości nie sprzeda? (Śmiech.)
K.S.: Widzę, że chcesz mnie rozstrzelać. (Śmiech.) Ja nic nie powiedziałem na temat sprzedaży, lecz popularności, chociaż co dla niektórych ludzi te dwie sprawy łączą się w nierozerwalny sposób. Mówię o tym, że można stworzyć genialne dzieło ale jeśli ono nie dotrze do szerszej rzeszy odbiorców to nigdy nie odniesie sukcesu. To nie moja wina, że tak jest, to wymóg dzisiejszych czasów. Obecne mechanizmy są tak skonstruowane, że za każdym sukcesem idą pieniądze, chociaż czasami są to pieniądze które omijają twórcę.
J.W.: Jak w ogóle oceniasz wpływ nowoczesnych mediów na życie literackie? Tych wszystkich fejsbuków, kindlów, portali? Dzięki temu jest żywiej i ciekawie, czy tylko zamętu więcej? Podoba ci się ta demokratyzacja sztuki, która pojawiła się i dominuje wraz z postępem technicznym?
K.S.: Te wszystkie media, o których mówisz są doskonałymi narzędziami, które stwarzają niemal równe możliwości dla wszystkich twórców. Dzięki nim dotarcie do potencjalnego odbiorcy jest łatwe i szybkie. Nie ma sensu zastanawiać się nad tym, czy mi się to podoba czy też nie, myślę, że trzeba się dostosować i nie marnować czasu na dumanie tylko działać.
J.W.: Wiem, że masz bardzo cenionego, nagradzanego bloga www.skazaniec.com i wydaje mi się, że wcześnie odkryłeś zalety autopromocji i korzystania z możliwości technicznych oferowanych przez współczesność. Opowiedz o tym blogu? Czemu powstał? Jaki jest cel jego prowadzenia? Czy od razu wiedziałeś, jak będzie ci służyć blogosfera?
K.S.: Skazaniec.com to nie jest blog. To tylko strona internetowa, która ma na celu przekazywanie aktualnych informacji związanych z powieścią „Skazaniec” oraz ułatwić potencjalnym czytelnikom lub słuchaczom audiobooków dostęp do produktu. Strona powstała dlatego, że postanowiłem współczesnego odbiorcę potraktować w dojrzały sposób. Tam można obejrzeć materiały filmowe, przesłuchać fragmenty powieści w formie audio, poczytać recenzje, zobaczyć zdjęcia, skontaktować się z autorem i ewentualnie skorzystać z oferty mini-księgarni. To taka multimedialna pigułka, będąca jednym z elementów promocyjnych.
J.W.: Jak ci się zdaje, czy każdy pisarz powinien w dzisiejszych czasach mieć bloga i ten kontakt z odbiorcą, jaki może dzięki blogowi zaistnieć? Czy wszyscy piszący powinni mieć twittera, swoją stronę w necie, fan-page na Facebooku? Jak to widzisz?
K.S.: Jeśli idzie o bloga to nie jestem do tego zbyt przekonany. Trzeba mieć dużo czasu, żeby go prowadzić. Natomiast strona internetowa, czy fanpage na jakimś portalu społecznościowym jak najbardziej powinny funkcjonować, przecież to doskonałe narzędzia do propagowania własnej twórczości.
J.W.: Jeszcze jedno w związku z mediami nowymi itd. Czujesz się „przeniknięty ilością” rzeczy, osób, wszystkiego w dzisiejszym świecie? Dręczy cię może Gombrowiczowska myśl, że bycie „jednym z dziesięciu tysięcy”, jak na przykład w starożytnej Grecji, to coś zupełnie innego niż bycie jednym z siedmiu miliardów obywateli dzisiejszego świata, jak w twoim pojedynczym przypadku?
K.S.: Nie mam takich dylematów.
J.W.: Nie wolałbyś, żeby twoja książka była jedną nowością dnia czy tygodnia, a nie nowością jedną z setki, ginącą w masie?
K.S.: Nie zależy mi na tym, żeby książka była nowością. Wolałbym, żeby została bestsellerem. (Śmiech.)
J.W.: Pewien filozof z Europy Środkowej powiedział, że są trzy role intelektualisty: prorok, który tworzy i rzuca wizje przyszłości; sędzia – ten osądza czas, historię, rzeczywistość; w końcu świadek, który świadczy o czasie i miejscu. Która z tych ról jest ci najbliższa i dlaczego?
K.S.: Nie utożsamiam się z żadną z tych postaci, po prostu czuję się zarówno prorokiem, sędzią jak i świadkiem.
J.W.: Co prorokujesz? Co osądzasz? Czemu świadkujesz?
K.S.: Prorokuję wizjom w które wierzę, osądzam i analizuję poczynania innych, świadkuję czasom, w których przyszło mi żyć.
J.W.: Ale jeszcze w nawiązaniu do poprzedniego: ten sam filozof powiedział, że Zachód, zachodni intelektualiści zawłaszczyli rolę „proroka” i „sędziego”, zostawiając dla reprezentantów kultur niższych, takich jak np. wschodnioeuropejskie, rolę „świadka”. Czy to by nie tłumaczyło, dlaczego np. Stasiuk i niektórzy jeszcze nasi pisarze „świadkujący” mają pewne wzięcie na Zachodzie, a nasi współcześni „prorocy” i „sędziowie”, a także nasi awangardziści – poza kilkoma wyjątkami, zazwyczaj na stałe zresztą mieszkającymi na Zachodzie – nie?
K.S.: Być może stwierdzenie tego filozofa przedstawia mechanizm obronny Zachodu, który chyba nie jest jeszcze gotowy na naszych reprezentantów.
J.W.: A powinni się przygotować? Myślisz, że mamy już mocną reprezentację, którą by można w literaturze i w ogóle kulturze wystawić, by zawojowała świat?
K.S.: Reprezentację moglibyśmy zebrać bardzo wybitną. Problem w tym, że nie ma nikogo, kto potrafiłby wypromować naszą drużynę na globalną skalę. Tu potrzeba kogoś z ambitnym planem, ciekawym pomysłem i wiarą w to co robi. Skoro inni to potrafią np. Skandynawowie ze swoimi kryminałami i odnoszą potężne sukcesy na arenach międzynarodowych, to w czym problem?
J.W.: A technika, jej zdobycze najnowsze? Czy tylko pisarze fantastyczni powinni się nią interesować? Czy nie jest tragiczne, że w poezji współczesnej więcej znajdziesz „muren i moren” niż telefonów komórkowych, mejli, esemesów, skajpów, wideoczatów (ten słownik jest naprawdę bogaty i poetycko niewyzyskany, mam wrażenie, kompletnie)? Nie uważasz, że poeci współcześni polscy często zachowują się tak, jakby bawili się w pisanie wariacji na temat liryki sprzed stu albo dwustu lat, pełnej słońc, księżyców, gwiazd i nawet łąk, a nie widzieli za bardzo – i nie mieli chęci dostrzec – co jest tu i teraz, pod ręką? Jakby kompletnie nie mieli siły się z tym zmierzyć, wymyślić dla tego poetyki?
K.S.: Bardzo rzadko czytam poezję. Nie jest ona jakimś istotnym elementem w moim życiu, bo preferuję inne formy przekazu.
J.W.: Gdybyś mógł kazać polskim krytykom współczesnym przeczytać jakichś polskich poetów i prozaików dwudziestowiecznych jeszcze raz, jakie nazwiska byś wskazał?
K.S.: Jest jeden polski autor, który według mnie napisał wybitne dzieło. Andrzej Wydrzyński „Ciudad Trujillo”. Ta powieść to istny majstersztyk!
J.W.: Dawno temu czytałem to ze trzy razy. Faktycznie, mocna rzecz. Co tobie spodobało się w tej książce?
K.S.: Sam motyw i sposób w jaki została napisana. To książka, która spełniła wszystkie warunki, żeby zostać bestsellerem. Gdyby tę historię napisał ktoś po drugiej stronie oceanu, to bez wątpienia na jej podstawie chłopcy z Hollywood nakręciliby genialny film.
J.W.: A dostrzegasz, jak to się mówi, jakieś wybitne, a przegapione czy niedocenione zjawiska w literaturze współczesnej?
K.S.: Odpowiedź w poprzednim pytaniu.
J.W.: Czy jest w twoim życiu jakaś przestrzeń, w której sztuki, literatury nie ma wcale? Jeśli jest, to jak się z tym czujesz?
K.S.: Chyba tylko wtedy, kiedy śpię. (Śmiech.)
J.W.: Faktycznie romantyk z ciebie. (Śmiech.) Jak to znoszą najbliżsi?
K.S.: To kwestia tolerancji. (Śmiech.)
J.W.: Gdybyś miał przez moment wcielić się w rolę surowego krytyka czy recenzenta oceniającego twoje książki, to na jakie ich mankamenty wskazałbyś w pierwszym rzędzie?
K.S.: Nie podjąłbym się tego zadania, bowiem ocena nie byłaby obiektywna.
J.W.: Co uważasz za swoje największe osiągnięcie i co jeszcze planujesz osiągnąć – w życiu, w literaturze?
K.S.: Jak do tej pory moim największym, twórczym osiągnięciem było to, że w roku 2013 jako autor niezależny opublikowałem I tom powieści „Skazaniec” w formie książki papierowej, e-booka i audiobooka oraz nakręciłem film krótkometrażowy promujący rzeczoną powieść. Następnie stworzyłem całą machinę promującą i wszystko upubliczniłem tego samego dnia. Mam jednak nadzieję, że te największe osiągnięcia zarówno w życiu jak i w literaturze są jeszcze przede mną. Co do planów to: w życiu – nakręcić film długometrażowy na podstawie „Skazańca” i pokonać „Route 66”. A w literaturze – realizować się i czerpać z tego szaloną satysfakcję.
J.W.: Opowiedz o tej machinie promocyjnej? Co robiłeś? Jak się do tego zabrałeś? Czego nauczyłeś się, jak już to wszystko puściłeś w ruch? Jak to się stało, że film powstał? Całą historię z pikantnymi szczegółami poproszę.
K.S.: Kiedy byłem jeszcze w trakcie pisania I tomu stwierdziłem, że napisać książkę to tyle co nic, że potrzeba coś więcej. Najpierw zaświtało mi w głowie, żeby nakręcić profesjonalny trailer, nie jakąś tam prezentację za pomocą obrazków ale po prostu film. Akcję swojej powieści osadziłem w więzieniu we Wronkach i pewnego dnia napisałem maila do rzecznika prasowego ZK we Wronkach i przedstawiłem całą sprawę. Wymiana korespondencji trwała sporo czasu i w końcu dyrektor więzienia wyraził zgodę na wejście ekipy na teren placówki. Wypożyczyłem stroje strażników z Łódzkiego Centrum Filmowego, sam zadbałem o wizerunek więźniów, zaraziłem swoim pomysłem kilku kumpli, napisałem projekt i pojechaliśmy na trzy dni do Wronek, żeby zrealizować materiał. Autorem zdjęć był Hektor Werios z którym się znamy ponad dwadzieścia pięć lat i to on wpadł na genialny pomysł, jak nadać temu przedsięwzięciu niebanalny charakter. Film krótkometrażowy „Skazaniec” promujący I tom powieści został wykonany aparatem fotograficznym. Zrobiliśmy ponad pięć tysięcy zdjęć a potem przez długie tygodnie obrabialiśmy z osobna każdą fotografię. Wszyscy ludzie zaangażowani w produkcję tego materiału udzielili mi swego wsparcia zupełnie bezinteresownie. Muzyka, lektor, postprodukcja, montaż, aktorzy… Całość powstała dzięki pracy kilkunastu osób. W międzyczasie udało mi się namówić do współpracy Leszka Wojtaszaka, który zauroczony moimi pomysłami postanowił użyczyć swojego głosu i nagrać profesjonalnego audiobooka. Skończyłem książkę, pozyskałem kilku patronów medialnych. Pojawiły się e-booki powieści w trzech formatach i książka w wersji papierowej. Miałem już komplet materiałów i teraz pozostało jedynie zająć się publikacją oraz najważniejszą sprawą, czyli organizowaniem spotkań autorskich. Uważam, że spotkania z czytelnikami są podstawowym i niezbędnym elementem. W okresie od września 2013 do czerwca 2014 odbyłem blisko piećdziesiąt spotkań autorskich w różnych miejscowościach. Na początku roku 2014 wziąłem udział w konkursie na E-book Roku 2013 i zgarnąłem nagrodę w kategorii Najlepszy Self-pub 2013. Ten laur sprawił, że tematem mojej książki zainteresowały się różne wydawnictwa ale ja już wtedy prowadziłem rozmowy na temat mojej współpracy z wydawnictwem Zielona Litera. Moje wszystkie oczekiwania zostały spełnione i nasz dialog zaowocował podpisaniem kontraktu na cały cykl powieści „Skazaniec”.
J.W.: Czy literatura jest sexy?
K.S.: Nie.
J.W.: Dziękuję ci bardzo za rozmowę?
Fot. Dariusz Herbowski.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.