1.
Anegdota mówi, że pewnego razu student nazwiskiem Wittgenstein, późniejszy autor „Traktatu logiczno-filozoficznego” i równie fundamentalnych „Dociekań filozoficznych” wtargnął po wykładzie do pokoju wykładowcy, Bertranda Russella, wybitnego filozofa i matematyka, zaczął chodzić przed nim w te i we w te, aż wreszcie stanął i powiedział: „Muszę pana o coś spytać, profesorze Russell. Jestem geniuszem czy nie? Jeśli nie, to nie mam po co żyć i strzelę sobie w łeb.” Russell wspomina, że był naprawdę przejęty i, zdaje się, przeczuwał, że ma do czynienia z geniuszem. Zresztą, czy nie geniusz byłby zadawał takie pytania tak dramatycznym tonem? A czy dziś mało jest osób, które zastanawiają się nad swoim „geniuszem”? Dla nich Dean Keith Simonton, profesor psychologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davis, badacz twórczości, wybitnych zdolności i przywództwa przygotował książkę niezwykłą. Przystępną, bogatą w treści i wyjaśniającą m.in., że geniusz, na którym się nie poznano, to raczej wybryk niż reguła. Z reguły – jak pisał Gombrowicz – nadejście geniusza obwieszczają fanfary. Lecz nie zbaczajmy z tematu.
2.
Chociaż już starożytni brali się za opisywanie żywotów jednostek wybitnych i po dziś dzień warto czytać Diogenesa Laertiosa, Plutarcha czy Giorgia Vasariego, to prawdziwe badania z zakresu psychologii geniuszu pojawiły się na dobrą sprawę dopiero w XIX wieku i były – pisze Simonton – oparte na dwóch coraz bardziej doskonalonych metodach: psychometrycznej i historiometrycznej. Psychometria to dosłownie „mierzenie umysłu” i znamy ją dziś w postaci rozmaitych testów na IQ. Historiometria, nie mniej ważna, kwantyfikuje informacje biograficzne i historyczne, a następnie poddaje je analizie statystycznej. A raczej szeregom analiz. Ich efektem bywają rozmaite „rankingi geniuszy”, listy „postaci najbardziej wpływowych” itd. Jest jeszcze metoda psychobiograficzna, jednakże tak rzadko używana i tak mało póki co przypominająca metodę naukową, że do niej Simonton odwołuje się rzadko. „Naszym celem – pisze Simonton, tłumacząc, czemu tak mało w jego wywodach psychobiografii – w tej książce jest raczej omówienie psychologii geniuszu w ogóle niż psychologii konkretnych geniuszów. Z tego powodu psychobiografia ma nam niewiele do zaoferowania.” Nie szkodzi. To, co Simonton oferuje, to i tak wiele. Badacz ten jest z natury statystykiem, uwielbia przeliczać, szukać danych liczbowych i temu – oraz naturze serii „Psych 101”, w jakiej ukazał się pierwotnie „Geniusz”, obliczonej na czytelnika nie bardzo lubiącego tabelki – przypisać można, że książka obywa się bez choćby jednego wzoru. A zakres problemów poruszonych przez Simontona jest rewelacyjny. Prócz krótkiego wprowadzenia w historię badań nad geniuszem, mamy tu rozdziały: „Czym jest geniusz?”; „Czy geniusz jest ogólny?”; Czy geniusz jest wrodzony, czy wypracowany?”; „Czy geniusz jest szalony?”; „Czy geniusz jest indywidualny, czy zbiorowy?”; oraz „Dokąd zmierza nauka o geniuszu?”.
3.
„Ty masz geniusza, ja mam geniusza – pisze Simonton, przywołując antyczne bóstwo, ducha opiekuńczego, od którego wszystko się zaczęło – każdy ma geniusza. Trudno o coś bardziej egalitarnego! Ale posiadać geniusza to nie to samo, co być geniuszem. To drugie jest czymś znacznie wyższym. Czymś, co w danym czasie osiąga tylko niewielki procent ludzi na świecie.” Czym więc jest ten geniusz, którego każdy ma, ale mało kto ma na tyle, by geniuszem być? Simonton korzysta z poręcznych definicji Kanta, który w „Krytyce władzy sądzenia” stwierdził najprościej, jak się dało: „Genialność jest talentem (darem przyrody) […] tworzenia tego, na co nie można podać żadnego określonego prawidła”. W konsekwencji, „pierwszą jej właściwością musi być oryginalność”. Ponieważ jednak „może istnieć też oryginalny nonsens, wytwory genialności muszą być zarazem wzorcami, czyli czymś egzemplarycznym”. Innymi słowy – komentuje Simonton ten passus z Kanta – choć nie można zostać geniuszem drogą naśladownictwa, lecz jedynie poprzez wrodzony talent, to geniusz może inspirować innych do tego, by go naśladowali. Geniusz tworzy reguły wzorcowe, inni ludzie korzystają z nich, naśladując i czerpiąc inspirację dla własnej kreatywności. (W tym miejscu należałoby wspomnieć, że słowo naśladownictwo jest bardzo kłopotliwe i że np. Harold Bloom nie widzi twórczości inaczej, jak w kontekście twórczego naśladownictwa. Ale to temat na inny tekst, tutaj go sygnalizuję.)
4.
Po skorzystaniu z Kanta, bierze się Simonton za Galtona. Geniusza spokrewnionego z innym, Karolem Darwinem (o tym, jak geniusz krąży po rodach i jaki to ma związek np. z chorobami psychicznymi pisze Simonton obszernie w innym miejscu tej książki). Dla Galtona sprawa była jasna przynajmniej w jednej kwestii: wszystko sprowadza się w geniuszu do współgrania trzech elementów: predyspozycji (inteligencji i talentu w danej dziedzinie), zapału, oraz zdolności do ciężkiej pracy. Odejmijmy jeden z tych czynników i na pewno nie uzyskamy geniusza. Niech ktoś ma te trzy elementy wspaniale zharmonizowane i powstanie, jak pisał Galton, „natura, która pozostawiona samej sobie i pchana przez wewnętrzny bodziec, będzie piąć się ścieżką wiodącą do sławy.” Niestety, Galton nie obmyślił sposobu mierzenia tych cech, co jest w sumie dobra informacją, dla wszystkich, którzy chcieliby iść w ślady jego i Simontona.
5.
Nie sposób powiedzieć o tej książce wszystkiego. Simonton rzuca cyframi, prezentuje badania, zestawia techniki statystyczne, na oczach czytelnika w każdym rozdziale dociera do ściany, oferując wszystko to, co w badaniach nad geniuszem najlepsze. Do tego dzieli twórczość na tę „przez duże T, czyli artystyczną” i tę „przez małe t, czyli codzienną”, a dodatkowo mówi o całej masie spraw – uwaga! – o jakich nie wspominają współcześni mistrzowie pop-psychologii (np. problem zmian w wydajności geniusza w związku z upływającym czasem). Aby kompleksowo zaprezentować temat, pisze także obszernie o rodzajach inteligencji i jej różnorakim – zależnie od dziedziny – wpływie na twórczą jednostkę. Niezwykle inspirujący jest też rozdział, w którym pokazuje, jak geniusze naukowi wykorzystują bardziej algorytmy (bo to jest w zgodzie z ich psychiką i rodzajem pasji), podczas gdy geniusze artystyczni korzystają z metod heurystycznych, łącznie z metodą „prób i błędów” i szukaniem „ślepego trafu” (ponieważ w ten sposób często powstaje genialne dzieło sztuki). Zwieńczeniem tego rozdziału jest opis metody BVSR (blind variation and selective retention, czyli „ślepym uzmiennianiem i selektywnym zachowywaniem”), będącej – mówiąc jak najprościej – teorią twórczości wykorzystującą zdobycze Darwinowskiego „Pochodzenia gatunków”. Teorią, dodajmy, której tezę podstawową („twórczość i odkrywanie mają wyraźne cechy procesu darwinowskiego”) zainicjował Donald Campbell, a Dean Keith Simonton twórczo rozwinął. „Campbell [twórca modelu BVSR] podkreślał – pisze Simonton – że prawdziwa twórczość i prawdziwe odkrywanie wymagają w pewnym stopniu błądzenia po omacku. Twórca musi zaangażować się w proces, w którym nie jest pewny wynik żadnej z podejmowanych prób. Każdy ideacyjny [ związany z tworzeniem pojęć i wyobrażeń] wariant może, ale nie musi spełniać podwójnego wymogu oryginalności i użyteczności, stanowiącego znamię kreowania i odkrywania. (…) W każdym razie ta darwinowska teoria została wykorzystana, oprócz innych rzeczy, do wyjaśnienia takich zjawisk, jak: (a) swoisty proces umysłowy, sprzyjający godnej geniusza Twórczości przez duże „T”; (b) cechy osobowe, związane z geniuszem twórczym, łącznie z przypadkiem geniusza nikczemnego; (c) pochodzenie rodzinne i doświadczenia edukacyjne, przyczyniające się do twórczego rozwoju przyszłych geniuszów; oraz (d) środowiska polityczne, ekonomiczne i kulturalne, sprzyjające pojawianiu się geniuszów w głównych dziedzinach twórczości.”
6.
W jednym z miejsc, które, jak myślę, świetnie rozumiem i lubię szczególnie, Simonton napisał: „Geniusze są po prostu wołami roboczymi. Z ponurą zawziętością oddają się żmudnej, szarej, szczegółowo zaplanowanej pracy, tydzień po tygodniu, w dzień i w nocy, aż wypełni się określony czas. Dopiero gdy dobiegnie końca ich dziesięcioletni wyrok w samotnej celi, mogą opuścić więzienie ze szkarłatnym napisem na piersi: „Teraz jesteś dyplomowanym geniuszem!”.” To nie jest ulubiona wizja Simontona, ale przyznaje on, że coś w niej jest. A jest choćby dlatego, że istnieje tzw. „reguła 10 lat”. „Reguła ta mówi – pisze Simonton – że zanim ktoś jest gotów do tego, by wnieść poważny wkład w jakąś dziedzinę, upływa zwykle pełna dekada, poświęcona ekstensywnym i intensywnym studiom. Taki poziom wysiłku nie jest dla ludzi małego ducha. Trzeba być wytrwałym, metodycznym, skrupulatnym i oddanym, żeby zdobywać wiedzę i umiejętności, bez których w większości dziedzin wybitne osiągnięcia są niemożliwe.” Stanowisko części badaczy jest w tym miejscu radykalne i odziera geniusz z wszelkiej romantyczności. Badacze ci twierdzą: „Nie można zostać geniuszem bez wytężonej pracy. Trzeba studiować, uczyć się i robić ćwiczenia, aż dojdzie się do absolutnej wprawy. Co gorsza, zdobycie fachowej wiedzy, związanej z konkretną dziedziną, wymaga bardzo długiego czasu. Nie da się tego zrobić w rok, a nawet 5 lat. Przeciwnie, trzeba poświęcić całą dekadę, żeby zaistnieć w świecie” Jest to tzw. „reguła 10 lat”. Simonton stwierdza: „Nie ma dziesięciu lat ofiarnego treningu, nie ma geniuszu!” (Na marginesie. Tym, którzy znają książkę Malcolma Gladwella „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu” powinna w tym miejscu przypomnieć się „reguła 10 tysięcy godzin”, czyli siedmiu lat ćwiczeń w danej dziedzinie, która Gladwellowi wydaje się absolutna podstawą w dojściu do czegokolwiek. Można odnieść wrażenie, że Gladwell czytał prace Simontona.)
7.
Każdy, kto doczytał do tego miejsca, zadaje sobie pewnie pytanie: „Czy jest tam coś o mnie? Czy jest w tej książce zdanie albo akapit, z którego wynikałoby, że jestem geniuszem albo chociaż mam zadatki? Nie każdy ma do tej kwestii stosunek tak dramatyczny i napięty, jak przywołany na początku tego tekstu Wittgenstein, ale każdemu mogę ze spokojnym sumieniem powiedzieć: „Tak, o tobie też tam jest. Więc jeśli czegoś jeszcze na temat swojego potencjału genialności nie wiesz, sięgnij po Simontona.” Dla tych, którzy chcą wiedzieć już teraz, jakie mają szanse na genialność, test. Pisze Simonton: „Skąd możecie wiedzieć, czy jesteście geniuszami? Po prostu zadajcie sobie trzy pytania. Czy mieliście wystarczająco dużo inteligencji, entuzjazmu i wytrwałości, potrzebnych do zdobycia wymaganej wiedzy w jakiejś powszechnie cenionej dziedzinie osiągnięć? Czy rzeczywiście uzyskaliście tę wiedzę, poświęcając około 10 lat życia? Czy wykorzystaliście tę fachową wiedzę w stworzeniu czegoś, co przez innych przedstawicieli danej dziedziny jest uznawane za uderzająco oryginalne a zatem warte naśladowania? Jeśli w każdym przypadku odpowiedź brzmi „tak”, to gratuluję. Jesteście poświadczonymi geniuszami!”
Dean Keith Simonton, „Geniusz”. Przeł. Mieczysław Godyń, Wydawnictwo Akademii Pedagogiki Specjalnej, Warszawa 2010.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.