Siłą książki Rubena Gallego, za którą w roku 2003 dostał on tak zwanego „rosyjskiego Bookera” jest prostota i klarowność stylu. Oraz nieludzkie, a przecież tak bardzo ludzkie doświadczenie, jakie stało się udziałem tego urodzonego w Moskwie syna Wenezuelczyka i Hiszpanki, doświadczenie, którego najprawdopodobniej żaden inny pisarz na świecie poza Gallego nie ma. Wychowany jako sierota w sowieckich domach dziecka, a następnie, jako kalekie dziecko skierowany – zgodnie z komunistycznymi wytycznymi – od razu do domu starców, doświadczył Gallego niebywałego wprost okrucieństwa, które nadało jego wyzbytej patosu relacji charakteru szczególnego dokumentu i szczególnego dzieła literackiego. „Białe na czarnym” to zbiór obrazków, ukazujących realia życia sieroty i kaleki w komunistycznym „raju na ziemi”, to wstrząsający w swojej wymowie zapis tego, do czego zdolny jest człowiek, zarówno w dobrym jak i złym. Nie brakuje w tej książce okrucieństwa, ale jest w niej też specyficzny czarny humor, taki humor, jaki pojawia się, kiedy wszystko rozgrywa się w sytuacjach granicznych, a każdy gest może być tym ostatnim. Z czarnym humorem opisuje Gallego swój żywot kalekiego dziecka, z czarnym humorem relacjonuje swoje przygody kalekiego nastolatka. Jedną z takich podszytych czarnym humorem opowieści jest rozdział o Dziadku Mrozie. Gallego pisze w nim o koledze, który opowiedział mu o Dziadku Mrozie: „Przyszedł późno. Nie spałem, wiedziałem, że przyjdzie Dziadek Mróz. Mama weszła, zobaczyła, że nie śpię, zapaliła lampki na choince. Tata zaprosił go do kuchni, ale on poszedł prosto do mnie. Zobaczył lekarstwa na szafce, kule. Powiedział do taty: „Co będziemy siedzieć w kuchni. Chodźmy napić się przy choince. I tak już jestem po robocie”. Przynieśli z kuchni stół, wódkę, zakąskę. Dobrze było. I wierszy nie kazali mówić. Lemoniady nalali mi do kieliszka. Wypili po jednym, Dziadek Mróz zdjął brodę. Dobry był Dziadek Mróz, nazywał się wujek Pietia. A trzeźwych Dziadków Mrozów w ogóle nie ma.” Ruben Gallego nikogo nie oskarża, nikomu nie ma za złe, od nikogo niczego nie oczekuje. Jeżeli jego książka oskarża system, to przypadkiem, mimochodem, po prostu dlatego, że tego systemu nie sposób nie oskarżać, bo mechanizmy samooskarżenia ma on w siebie wpisane. Ruben Gallego opowiedział jedynie swoją ludzką, nieludzką historię. Opowiedział przy minimalnym udziale emocji, ponieważ wiedział dobrze, jak każdy artysta słowa, że w takiej relacji, jak jego, emocje i tak będą wyczuwalne. W ten sposób Gallego napisał dość wyjątkową książkę. Wyjątkową i w pewnym sensie – wielką.
Ruben Gallego, „Białe na czarnym”. Przekład Katarzyna Maria Janowska. Wydawnictwo Znak, Kraków 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.