Znakomitej książce Johna Maxwella Coetzee „Elizabeth Costello” bliżej do pisarskich, stylizowanych dzienników, takich jak np. Gide’a czy Gombrowicza, niż do jakiejkolwiek tradycyjnej powieści. Czytelnik ma tu do czynienia z kreacją bohaterki, ponad sześćdziesięcioletniej, uznanej i powszechnie czytanej autorki, która jeżdżąc po świecie albo z wykładami własnymi albo by posłuchać wykładów innych, obserwowana jest w swojej codzienności. W tej codzienności Elizabeth Costello okazuje się osobą przepełnioną wątpliwościami co do wszelkich reguł myślenia i zachowania panujących w świecie współczesnym. Jest również Elizabeth Costello osobą żyjącą nieustannie niejako na marginesie, wyobcowaną nie tylko ze względu na swoje w każdych warunkach głoszone wegetariańskie i inne, dość niecodzienne poglądy, ale wyobcowaną jak gdyby z samej swojej natury. Pozostając w wyraźnie obsesyjnym sporze z niemal wszystkimi ludźmi, w swoim występowaniu przeciwko nowoczesnemu światu z jego konwenansami, regułami i wszechobecnym znieczuleniem, Elizabeth Costello dysponuje jedynie bronią w postaci cnót dość staroświeckich: poczuciem sprawiedliwości, erudycją, logiką, oraz wrażliwością i wyobraźnią, tymi jakościami kardynalnymi, dzięki którym istoty ludzkie różnią się, bądź starają odróżnić od dzikich zwierząt. I to – historia sporu Costello ze światem współczesnym – to bez wątpienia bardzo ważna część tej mądrej i pięknej opowieści, przedstawionej przez Johna Maxwella Coetzee. Lecz warto zadać sobie pytanie, czy na pewno jedynie o tym jest ta wielowarstwowa, niesłychanie wyrafinowana książka? Nie, nie tylko o tym. Albowiem „Elizabeth Costello” to z jednej strony, owszem, głęboka i literacka rzecz o pożytkach z wątpliwości, o stałej potrzebie zmuszania się do poddawania weryfikacji tego, co robimy i jak żyjemy, to kilka erudycyjnych esejów na takie fundamentalne tematy jak miłość, cierpienie, czy śmierć, ale to także, z drugiej strony, niezwykle przejmująco opowiedziana historia starej, niemalże na oczach czytelnika odchodzącej kobiety. Historia, która de facto kończy się alegorycznym, literackim i kafkowskim opisem pobytu pisarki w zaświatach. Takie książki jak „Elizabeth Costello”, trzeba to jasno powiedzieć, ukazują istotę literatury: to, czym zawsze powinna starać się być. Tą istotą nie jest w żadnym wypadku sprzedawanie jakiegoś jedynie słusznego poglądu, czy w ogóle sprzedawanie czegokolwiek, tą istotą, o czym świetnie przypomniał noblista Coetzee, jest służenie czemuś większemu niż literatura i pisanie, a nawet większemu niż człowiek. I w sumie „Elizabeth Costello” to pochwała wątpliwości, która nawet pochwałą wątpliwości nie chce być za bardzo, to pochwała człowieczeństwa, które także pochwałą człowieczeństwa nie zamierza być w sposób ostateczny – i dlatego jest to naprawdę wielka, wyjątkowa literatura, dzieło dotkliwe, żarliwe, potrzebne.
John Maxwell Coetzee, „Elizabeth Costello”. Przeł. Zbigniew Batko, Wydawnictwo Znak, Kraków 2006.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.