1.
Któż nie pamięta: „Umrzeć – usnąć – / Spać – i śnić może?” („Hamlet”, akt 3, scena 1; tłum. St. Barańczak)? Nie sposób tych słów choć raz nie przeczytać, nie sposób też nie przypomnieć ich sobie, kiedy czyta się „Księgę niepokoju”. Zwłaszcza, że jeden z zapisanych przez Bernardo Soaresa, pomocnika księgowego w Lizbonie monologów jest jak gdyby swobodną wariacją na temat tego właśnie Hamletowskiego ustępu. „Zamrzeć, zasnąć, zastąpić tę przerywaną świadomość czymś lepszym, melancholijnym (…)” – tak zaczyna się ten oznaczony numerem 31 akapit w tłumaczeniu Michała Lipszyca – nawiązanie jest bardzo wyraźne. To w tym miejscu właśnie, przy fragmencie 31 zdałem sobie dość nagle sprawę, że księga, którą mam właśnie w rękach, jest niczym gigantyczny monolog zagnanego do pracy biurowej, nadwrażliwego Hamleta, monolog cudownie rozwleczony, rozpisany na blisko pięćset fragmentów. Przy czym piszę o rozwleczeniu i rozciągnięciu, mając jednak świadomość, że genialna „Księga niepokoju” to także wielka księga aforyzmów, księga poetyckiego skrótu, w jakim życie człowieka potrafią zamknąć tylko najwybitniejsi pisarze (Pessoa już po wsze czasy należeć do takich będzie). Te skróty, te aforystyczne obrazy mają siłę przykuwania uwagi i wprawiania w ruch wyobraźni każdego chyba czytelnika. Weźmy dwa takie aforyzmy-obrazy Pessoa. „Każdy ma swoja próżność, a każda próżność to zapomnienie o fakcie, że są jeszcze inni ludzie z taką samą duszą. Moja próżność to trochę stron, kilka fragmentów, parę wątpliwości…” Oraz: „Miłość to instynkt seksualny, jednak nie kochamy instynktem seksualnym, tylko domniemaniem innego uczucia. I w rezultacie to domniemanie staje się innym uczuciem.” Czy straciły na aktualności? A metafory w tej „Księdze…”? Na przykład, kiedy Soares (Pessoa) notuje: „Uważam życie za gospodę, w której muszę czekać na dyliżans z otchłani. Nie wiem, dokąd mnie zawiezie, bo niczego nie wiem.” Lub też kiedy znajdując się w jednym z mroczniejszych nastrojów, podsumowuje: „Nic mnie nie ratuje przed monotonią oprócz tych krótkich komentarzy na jej temat.” Metafory w „Księdze niepokoju” są w rozmaitych rejestrach. Jest ta o „dyliżansie z otchłani”, ale jest też i taka: „… gardło duszy dławi mi flegma fizycznej odrazy.” I kiedy próbuję odkryć tajemnicę tej prozy, dochodzę do wniosku, że całe piękno i atmosfera tej książki działają chyba przede wszystkim dlatego, że Soares (Pessoa) najmocniej, jak to tylko możliwe, zderzył w niej dwa porządki: egzystencji własnej, ze szczętem banalnej i szarej, oraz wyobraźni ekstrawaganckiej jak rzadko, wyobraźni, która ozłaca w tej szarości wszystko. Widać to zderzenie dobrze, gdy Soares (Pessoa) pisze: „Wyjechać z Rua dos Douradores do Niemożliwości… Wstać od biurka, aby wejść w Nieznane… ale to wszystko jest przetkane Rozumem – Wielka Księgą, która opowiada o tym, że istnieliśmy.” Ktoś, kto czytał przy mnie tę „Księgę…” powiedział mi krótko: „W tym po prostu jest wszystko.” Faktycznie, można odnieść wrażenie, że to dzieło z jego nastrojami, emocjami, poezją, prozą, wrażeniowością i całą przy tym głębią myślenia prywatnie (co nie znaczy, że źle) filozoficznego – zawiera wszystko. I trudno wyzwolić się od tej myśli. Bo mało jest takich książek.
2.
Wydana przez Świat Literacki w tłumaczeniu Michała Lipszyca „Księga niepokoju” jest pierwszym pełnym polskim wydaniem. Różni się numeracją fragmentów i o- poważnie – objętością od wydania Czytelnika w tłumaczeniu Janiny Z. Klawe. Warto mieć oba wydania, lecz gdyby przyszło wybierać: osobiście wybrałbym to najnowsze.
Fernando Pessoa, „Księga niepokoju. Bernarda Soaresa, pomocnika księgowego w Lizbonie”. Przełożył Michał Lipszyc, Świat Literacki, Izabelin 2007.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.