Jeżeli już mam czymś handlować – powiedział pewien mądry człowiek – to niech to będzie coś dużego i drogiego. I został sprzedawcą lokomotyw. Ale to tylko archaiczna przenośnia, bo choć w roku 2199 na Ziemi zarobić można w naprawdę wielkich transakcjach, nikt nie handluje tu lokomotywami. Tym bardziej gierczany detektyw, Torkil Aymore, który coraz lepiej czuje się w swojej roli. Aymore interesuje się przede wszystkim trudnymi zagadkami cyberświata i kiedy trafia na jedną z nich nie wie jeszcze, że przyjdzie mu walczyć z ludźmi, którzy myślą, jak staroświecki sprzedawca lokomotyw: chcą sprzedawać naprawdę coś drogiego i zarabiać bez ograniczeń. W ten sposób Torkil zostaje wplątany w aferę gospodarczą i walkę wywiadów, w których byłby jedynie pionkiem, gdyby nie pewne proroctwo. To ono zmienia bieg wydarzeń w realium i światach gier, to przez nie Torkilowi udaje się wyjść cało z opresji, które mniej fartownego gamedeca mogłyby nawet zniszczyć. Zanim jednak uda się Torkilowi rozwikłać skomplikowana zagadkę, musi on zmierzyć się z przeszkodami, jakich z premedytacją nie poskąpił mu jego twórca – Przybyłek. Ta powieść napisana jest bardzo dobrze, świat wymyślony przez Marcina Przybyłka jest wiarygodny i intrygujący, a liczne „cytaty” z prasy roku 2199 tylko zwiększają efekt powieściowego realizmu. Bohaterowie „Gamedeca” również pozwalają się łatwo zapamiętać. Zarówno ludzie jak i roboty stanowią tu galerię nietuzinkowych, świetnie zróżnicowanych, charakterystycznych postaci. Całości mocnego efektu dopełniają: wartka fabuła, liczne zwroty akcji, znakomity humor i oparta na iście Chandlerowskich motywach żonglerka literackimi konceptami. Wszystko to razem każe przypuszczać, że na kolejny tom przygód gamedeca Torkila warto będzie poczekać tak samo, jak warto przeczytać ten.
Marcin Przybyłek, „Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw”, Super Nowa, Warszawa 2006.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.